Kamieniec Ząbkowicki

Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim, gmina Kamieniec Ząbkowicki

fot. lipiec 1999

W latach 1839-1853 na wzgórzu wzniesiono czterokondygnacyjną budowlę neogotycką porażającą rozmachem i zachwycającą śmiałością architektury. Pałac stylizowany na zamczysko- czterema górującymi nad resztą basztami narożnymi. Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim jest ostatnim – aczkolwiek najwspanialszym – dziełem Schinkla. Koszt budowy pałacu szacuje się na 3 tony złota.W czasie ostatniej wojny kamieniecki zamek spustoszyły wojska radzieckie. Część zagrabionych marmurów zdobi warszawski Pałac Kultury i Nauki. Prawdopodobnie największe wrażenie robiły “dzieła wodne”, system fontann i wodospadów, stawy i strumienie w parku. Z niektórych fontann woda tryskała na wysokość trzydziestu trzech metrów! Dwieście hektarów zieleni wokół pałacu kryło liczne romantyczne budowle, między innymi rodzinne mauzoleum w stylu greckim. Przed rezydencją stała ogromna Nike ze spiżu ( niektóre źródła podają, że pomnik wykonano z brązu). Miał 14 metrów wysokości. Przyciągały również sprowadzone przez Hohenzollernów dzieła sztuki, szczególnie galeria mistrzów niderlandzkich.
Rosjanie wywieźli z pałacu 15 wagonów, w pełni załadowanych dziełami sztuki, meblami, antykami.. Na początku 1946 roku pałac został podpalony. Potem był pożar. Niemcy i pierwsi polscy osadnicy próbowali gasić płonący budynek. Nie dopuszczał ich jednak ostrzał karabinów ukrytych przy zamku. Kamieniecka rezydencja płonęła przez dwa tygodnie. Zamek był pilnie strzeżony przez Armię Czerwoną do 9 lutego 1946 roku. Niewiele brakowało, a ta wspaniała rezydencja zamieniłaby się w kompletną ruinę. Nie było już ani dachu, ani okien, ani marmuru, ani nawet podłóg – W latach sześćdziesiątych obecnego wieku istniało jeszcze częściowo zasypane przejście podziemne do pobliskiego zamku w Ząbkowicach Śląskich.

Wtedy na horyzoncie pojawi się Włodzimierz Sobiech, pracownik poznańskiej akademii rolniczej, był pierwszym inwestorem, który postanowił odbudować zniszczony zamek. Po licznych przepychankach podpisuje umowe dzierżawy na 40lat. Dotychczas na remont wydał 6 mln zł (przeznaczył na ten cel cały spadek, jaki otrzymał po krewnych z Zachodu). W pałacu Sobiech przygotował hotel na 60 miejsc (ze strony: www.express-miejski.pl).

Jaki los czeka pałac w Kamieńcu Ząbkowickim.

Los pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim jest nadal niepewny. Po śmierci wieloletniego dzierżawcy Włodzimierza Sobiecha został on zamknięty na cztery spusty i nie wiadomo, czy znajdzie się dla niego nowy gospodarz. Sobiech zmarł trzy tygodnie temu. Był kontrowersyjną postacią. W ostatnich latach głośno było o nim w mediach. Popadł w konflikt z urzędnikami, którzy zarzucali mu samowolę budowlaną i narażanie turystów na niebezpieczeństwo. Miłośnicy zwierząt oskarżali go o znęcanie się nad psami, których wygłodniałe sfory biegały w pobliżu pałacu. Mimo to ci, którzy go znali, twierdzą, że jednemu nie można zaprzeczyć: - Gdyby nie on, kamienieckiego pałacu już by nie było - mówi Stefan Gnaczy z Towarzystwa Miłośników Ziemi Kamienieckiej. Dodaje, że Sobiech wpakował w remont pałacu ogromne miliony, pochodzące z zagranicznego spadku. Sobiech wydzierżawił zabytek w latach 80. ubiegłego wieku, na 40 lat. A plany miał, jak na tamte czasy, szalone. Ze zniszczonego i obrabowanego pałacu chciał stworzyć luksusowy hotel dla zagranicznych gości. Sporo udało mu się zrobić. Wymienił dach, wstawił okna, drzwi i udostępnił obiekt zwiedzającym. Nadszedł jednak czas, gdy pieniądze ze spadku się skończyły. Wtedy w gminie pojawił się pomysł, by sprzedać pałac, ale, po pierwsze, chętnych nie było, a po drugie, sporna pozostawała kwestia rozliczenia z Sobiechem za wykonane remonty. Dziś los okazałej budowli wisi na włosku. Umowa dzierżawy podlega procedurze spadkowej, a nie wiemy, jakie plany ma rodzina pana Sobiecha - mówi Marcin Czerniec, wójt Kamieńca Ząbkowickiego. Na razie rodzina Sobiecha wywiozła z pałacu jego prywatne rzeczy. Obiekt jest niedostępny dla turystów. Niektórzy twierdzą, że władze powinny zrobić wszystko, by doprowadzić do rozwiązania umowy dzierżawy i szukać nowego inwestora. Pałac w Kamieńcu, dzieło holenderskiej królewny Marianny Orańskiej, jest bowiem zaliczany do najpiękniejszych zabytków nie tylko w Polsce, ale i w Europie.
Natalia Wellmann Gazeta Wrocławska 31.08.2010

Obecnie Pałacu nie można zwiedzać, ponieważ został on zamknięty przez Inspektorat Nadzoru Budowlanego.

Turystyczny cud w Kamieńcu Ząbkowickim! Jeśli w turystyce można mówić o cudzie, to w Kamieńcu Ząbkowickim (Dolny Śląsk) właśnie on nastąpił. W Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej przyjęto ten fakt bez emocji, bo wiedziano, że tak będzie. Gmina Kamieniec Ząbkowicki należy do DOT, co świadczy, że jej władze do rozwoju turystyki podchodzą profesjonalnie. Zaledwie w ciągu dwóch lat doprowadziły do tego, że górujący nad okolicą zamek znów daje chleb grubo ponad 100 osobom. I pomyśleć, że tuż po II wojnie światowej potraktowano go po macoszemu – jako obcy klasowo i narodowościowo (burżuazyjny i poniemiecki).

Przez wiele lat niszczał, potem wydzierżawiono go, ale dzierżawca zmarł i w 2012 r. wrócił do zasobu gminy, które z mety zaczęły przywracać mu dawną świetność. Od 1 maja tego roku na stawie u stóp pałacu ponownie tryska niczym gejzer fontanna. Na Dolnym Śląsku nie ma wyższej, a w Polsce jest ona trzecia pod względem wysokości. Bo Marcin Czerniec, wójt Kamieńca Ząbkowickiego, mierzy turystycznie daleko. Bardzo daleko.

Zamierza wprowadzić Kamieniec Ząbkowicki do turystycznej ekstraligi. Zamek remontuje z własnych środków i różnego rodzaju projektów. Co więcej, wystarał się o pieniądze w urzędzie pracy i teraz w ramach Centrum Integracji Społecznej 120 osób porządkuje zamek i park wokół niego (ponad 100 ha). Efekt? Zamek, którego mury jeszcze trzy lata temu trudno było dojrzeć zza gąszczu krzaków i samosiejek, teraz prezentuje się w całej okazałości i robi tak ogromne wrażenie, że mało kto nie skusi się przekroczyć jego progu, choć bilet wstępu kosztuje 25 zł (od niedawna grupy mają sporą zniżkę). Zysk społeczny z tego działania można od razu przeliczyć na złotówki. To nie tylko wpływy do kasy ośrodka kultury, który jest operatorem zamku. To też praca dla ludzi. Przy porządkowaniu zamku i jego otoczenia pracują bezrobotni. A bezrobocie w okolicy jest duże. Natomiast w obsłudze ruchu turystycznego pracuje kilkanaście osób (kasa plus przewodnicy). To na ogół ludzie młodzi. Zamek jest ich pasją, zgłębiają jego tajemnice, a jest ich bez liku. Nie wiadomo np., w jaki sposób budynek biogazowni, usytuowany u stóp zamku, zaopatrywano w paliwo, czyli końskie odchody. Stajnie są przy zamku, wożenie odchodów taczkami pod nosem książęcej pary nie wchodziło w rachubę. Biogaz oświetlał latarnie w zamku.

Kobieta bardzo wyemancypowana

W ogóle historia zamku jest niesamowita. Zbudowała go w XIX w. Marianna Orańska, księżniczka niderlandzka, której rodzina osiadła w Prusach. Marianna poślubiła księcia pruskiego, ale małżeństwo nie było sielanką. Zwykle nie jest. Przypomina statek, który targają burze. Od umiejętności załogi zależy, czy dobije do brzegu szczęśliwie, czy pójdzie na dno. Statek, na który wsiedli Marianna z Albrechtem pruskim, wypłynął w XIX w., gdy kobiety nie miały praw wyborczych i były zdane na łaskę męża. Albrecht sternikiem okazał się kiepskim, płynął jak pijany. Marianna nie miała w nim oparcia, zdradzał ją, traktował po żołniersku. Nie dała się, wystąpiła o rozwód, dostała go, wybuchł skandal. Ale zachowała majątek po matce na Śląsku, m.in. tereny wokół Kamieńca Ząbkowickiego, gdzie budowała siedzibę. I zbudowała, bo była nie tylko wyemancypowana, ale i przedsiębiorcza. Pomnażała majątek, budowała drogi, dozorowała swe firmy, m.in. kamieniołomy marmuru, dlatego tak go dużo w pałacu kamienieckim. Zniosła nawet upokorzenia. Nie wolno jej było pozostawać dłużej na terenie Prus jednorazowo niż 24 godziny, co utrudniało pobyty w Kamieńcu Ząbkowickim, ale i z tym sobie poradziła – kupiła majątek po sąsiedzku, w Austrii, obecnie to terytorium Czech. Wówczas zakazano jej wchodzić do zamku kamienieckiego głównym wejściem.

Zamek za kilka ton złota

Już przed 1945 r. zamek w Kamieńcu Ząbkowickim był atrakcją turystyczną. Ma cztery narożne wieże, grube mury, przypomina średniowieczne zamczysko i tak jest nazywany, aczkolwiek w rzeczywistości to pałac letni. Do jego budowy użyto materiałów najwyższej jakości, m.in. politurowanych cegieł, dzięki czemu mury wspaniale lśnią w słońcu. Posadowiony jest na wzgórzu, widać go z daleka, niczym orle gniazdo. Na budowę Marianna wydała równowartość kilku ton złota. Osobiście doglądała budowy, wtrącała się architektowi w plany, co doprowadzało go do apopleksji. Ale efekt jest bajeczny. Przewodnicy opowiadają, że to jedyna budowla w świecie, w której znajdziemy elementy architektury mauretańskiej, willi włoskich, zamków szkockich, angielskich, a cztery wieże stylizowane są na wieże zamku księcia Brzetysława II - według przekazów historycznych stał on w Kamieńcu Ząbkowickim w średniowieczu. Szerokie schody prowadzące do zamku są typowe dla architektury romantycznej. Cechą charakterystyczną tutejszego zamku jest symetria, typowa dla budowli barokowych. Mamy tu więc i neogotyk, i neobarok, i romantyzm.

Strona reprezentacyjna zamku usytuowana jest od strony Kamieńca Ząbkowickiego, w którego centrum stoi kościół pocysterski. Hala podjazdów jest szeroka, obliczona na dwa powozy, dzięki czemu poruszały się one bezkolizyjnie - obecnie trwa jej remont. Nad nią jest ogromny - długi na 800 m - taras sali balowej. Symetrycznie, z drugiej strony zamku, jest kolejna ogromna sala. To jadalnia z widokiem na tzw. parter wodny. Obie te sale połączone są łącznikiem, który biegnie wysoko w centralnej części pałacu. Flankują go dwa dziedzińce, które porastają potężne, około 140-letnie bluszcze (wspaniałe, zasługują na uznanie jako pomniki przyrody). Korytarze obiegające oba dziedzińce były pierwotnie przeszklone i ogrzewane. Rosły w nim egzotyczne rośliny, zdobiły je cenne meble i popiersia. Przylegają do nich pokoje herbaciane. Powyżej usytuowany jest kolejny korytarz obiegający dziedzińce. Pomiędzy nimi, na półpiętrze, oświetlanym przez okrągłe okienka, mieszkała służba - dzięki wydzieleniu dla niej tego korytarza nie pałętała się po korytarzach jaśnie państwa. Najwyższa kondygnacja była dostępna tylko dla właścicieli - tam znajdowały się sypialnie. W okresie międzywojennym (lata 20 i 30 XX w.) w zamku pracowało ok. 150 osób. W zamku działały windy: osobowa, towarowa i z kuchni na pokoje książęce, którymi wożono posiłki.

Zniszczył tralki dla kaprysu, a teraz jest kłopot

Dla bezpieczeństwa taras przy sali balowej zabezpieczono balustradą z marmuru. Dla kaprysu zrzucił ją w latach 70. XX wieku pewien mężczyzna. Sporo elementów odnaleziono ostatnio porządkując dziedziniec przed zamkiem. Okazało się, że tralki balustrady składały się z pięciu elementów, łączonych na zaczepy niczym puzzle (jeden element wchodził w drugi). To komplikuje plany, żeby balustradę w pierwotnym kształcie odtworzyć. Taras jest w remoncie, trzeba wymienić cegły (dwie warstwy), bo są w złym stanie.

Zamek w Kamieńcu jest potężny, niełatwo było go ogrzać. W najniższej kondygnacji w korytarzu wokół dziedzińców było ogrzewanie podłogowe, ale korzystano też z kaloryferów - rury schowane w murze chroniono przed przemarzaniem otuliną z gliny z domieszką słomy. Otulinę można zobaczyć, bo szabrownicy rury wyrwali. Do sali balowej, ogromnej, tłoczono z dołu gorące powietrze. To pomysł zaczerpnięty z zamku w Malborku. Schinkel, wybitny pruski architekt, który zaprojektował zamek w Kamieńcu Ząbkowickim, pracował przy odnawianiu zamku w Malborku.
W sumie było tutaj 27 fontann. Fontanna na stawie przed budynkiem maszynowni/biogazowi ma 30 m wysokości, dawniej miała 33 m wys., ale i tak to najwyższa fontanna na Dolnym Śląsku i trzecia pod względem wysokości w Polsce. Działa od 1 maja 2014 r. (godz. 16-22 w dni zwykłe, godz. 12-24 - w weekendy). Stara instalacja była tak skorodowana, że musiano założyć nową.
Dawniej wszystkie fontanny jednorazowo pełną siłą mogły działać najwyżej przez dwie godziny, bo instalacja była niewydolna. Wodę ze stawu pompowano do dwóch zbiorników w parku za parterem wodnym, czyli wysoko w górę. Stąd spływała grawitacyjnie w dół do fontann, przy czym ciśnienie regulowano. Ciśnienie wody tak ustawiono, że wszystkie tryskały na jednej wysokości. I tak, na samej górze był to strumień wysokości około tylko 5-7 m, a na dole - 33 m. Ponadto w parku w różnych miejscach były wodopoje w marmurowych misach i kaskady. Patrząc od strony reprezentacyjnej są w sumie cztery tarasy ogrodowe, schodzące w dół.

 Są i podziemia

W obudowanej skarpie placu reprezentacyjnego jest wejście do podziemi, którym można przejść pod wszystkimi fontannami do budynku maszynowni/biogazowni. Są w dobrym stanie, aczkolwiek w niektórych miejscach zalegają w nich gruz i liście - efekt powojennego niedbalstwa. Nawet w podziemiach widać dbałość o estetykę wykończenia wnętrza, choć korzystano w nich jedynie okazjonalnie podczas awarii fontanny lub przeglądu instalacji wodnej. Z podziemi wychodzą szyby wentylacyjne.
Obecnie turyści zaczynają zwiedzać zamek wchodząc przez boczne wejście od strony budynku maszynowni/biogazowni. Prawdopodobnie była tu pierwotnie zamkowa winiarnia. Z niej wchodzi się na wyższą kondygnację - poprzez 56 schodków (kręte, wąskie). Wchodzimy do stajni, w której było 30 boksów dla koni. Miały marmurowe żłoby (obecnie zachowane nieliczne i to uszkodzone) i kryształowe lustra, po których nie ma śladu. Za to w oknach są witraże, bo dzierżawca, który dysponował zamkiem przez wiele lat po II wojnie światowej, zrobił tu kawiarnię. Stajnia była wykafelkowana, ale kafelki zachowały się tylko reliktowo. Niestety, majstrowano też przy stropie. A to strop donicowy (butelkowy), tak skonstruowany, że wyciągał z wnętrza wilgoć.

Ze stajni wychodzimy na dziedziniec, na którym jest studnia z obudową z marmuru. Wymaga oczyszczenia - i studnia, i obudowa. Musi poczekać, bo są pilniejsze prace w zamku - m.in. trzeba naprawić dach, bo przecieka.

Wodny raj

Parter wodny to niesamowite miejsce. Dominantą jest grota obudowana arkadą, którą wieńczyła figura Nike z brązu. Stała na 11-metrowej kolumnie. Nie ma już ani kolumny, ani Nike, która skończyła żywot w hutniczym piecu po 1945 r. Grota była zamurowana, jedynie jej górna część jest otwarta, prawdopodobnie spływała po niej woda. Centralnie pod arkadą, w niszy, stał posąg Perseusza, z którego zachował się tylko fragment skrzydła. Arkada była otoczona barierką, stały na niej ławki z marmuru. Podobne barierki otaczały nieckę basenu. Marmurowe ławki stały też w innych miejscach parteru wodnego. Z tyłu arkady zwieńczonej posągiem Nike był rodzaj zadaszenia uformowanego z grabów posadzonych rzędem - zachowały się, ale zadaszenia już nie tworzą. Uszeregowane są w półkole. To element parku, który zaczęto projektować w 1858 r.

Nieckę przed arkadą wypełniała woda, w jej murze były wodorzygi z żeliwa mające kształty masek. W niecce rosły lilie wodne. Było po prostu prześlicznie.

Porządkując dziedziniec główny przed zamkiem w 2013 r. natrafiono na płytę nagrobną psa. Zalegała pod korzeniami drzew. Gdy robotnicy nie mogli jej wykopać, zastosowano łyżkę koparki, dlatego na płycie jest smuga po jej zębie. Piesek przeżył tylko rok (1873-1874), ale musiał być bardzo kochany, skoro sprawiono mu płytę nagrobną z piękną inskrypcją. Najprawdopodobniej należał do synów księcia Albrechta Młodszego. Płyta jest w zamku eksponowana. Dzieci bardzo się nią interesują. W podobnych okolicznościach natrafiono na płytę nagrobną psa o imieniu Kropelka. Ten żył aż 17 lat.

Tak było i znów będzie

W zamku eksponowane są archiwalne fotografie, które pokazują, jak zamek wyglądał w czasach świetności. I znów tak będzie. W 2030 r. Tak zakłada plan. Ale nie obejmuje elementów wyposażenia wnętrz. Zwykle tak jednak jest, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i zrodzi się jakiś pomysł, by zdobyć środki też na wyposażenie - wymuszą to turyści. Obecnie w bilecie wstępu mają w pakiecie zwiedzanie nie tylko zamku z przewodnikiem, ale i kościoła poewangelickiego oraz izby muzealnej obok kościoła pocysterskiego, w której prezentowana jest m.in. wspaniała kolekcja ornatów zdobionych haftem reliefowym. A gdy wójt postanowił zamek wyremontować i udostępnić turystom, niektórzy nie dowierzali, że się mu to uda. Nie tylko się udało, ale zrobił więcej – pokazał, że można, warto i trzeba.


Marek Perzyński

Oryginalny artykuł na stronie www.aktualnościturystyczne.pl.